maj 26 2002

Chosen 1


Komentarze: 5

.... A.D.2142. 4 lipca. Mój Pip – Boy od samego rana odgrywa hymn Stanów Zjednoczonych i wyświetla barwy narodowe ....   kupa gówna. Chyba będę musiał postarać się w Vault 13 o nowy model, bez tych wszystkich bzdurnych obrazków i melodyjek. Pojawiają się w najmniej odpowiednim momencie i tylko wkurwiają. He, np. 24 X na ekranie pojawił się Święty Mikołaj śpiewający kolędy. Zapieprzałem wtedy w 60 stopniowym upale po pustyni z Klamath do Den. Gdy zobaczyłem tego okrytego śniegiem, rozśpiewanego pajaca przez chwilę  miałem ochotę rozwalić ten szmelc w drobny mak. Opamiętałem się jednak dosyć szybko, gdyż wiem, że bez Pip – Boya nie miałbym najmniejszych szans na przeżycie na tym pustkowiu. Nawet teraz, gdy przedzierałem się przez tę zasraną pustynię zmierzając do Redding szukając jakiś informacji o GECK-u Pip – Boy nieomylnie wskazywał położenie, datę, temperaturę i przede wszystkim poziom promieniowania (gdyby nie to małe cudo, już dawno wyglądałbym jak grzanka).

W tym momencie na radarze pojawiła się pulsująca plama sygnalizująca obiekt (lub obiekty) w ruchu. Znajdował się ok. 1,5 mili na N-W ode mnie i powoli zmierzał w moją stronę. Rodzinka Deathclawów – pomyślałem skręcając odruchowo na wschód, ale po chwili powróciłem na dotychczasowy kurs. Postanowiłem zobaczyć, z kim (lub z czym) mam do czynienia. Po około 2min. jazdy 60 mil /h ujrzałem przed sobą 6 osobowy  pochód (4 mężczyzny i 2 kobiety) zmierzający w stronę Den. Gdy ujrzeli samochód zatrzymali się, ja zrobiłem to samo. Postanowiłem udawać podróżnika szukającego drogi do New Reno i przy okazji zapytać czy wiedzą coś o GECK-u. Lata życia na pustkowiu pełnym raidersów, zmutowanych świrów i potworów nauczyły mnie przezorności, więc wysiadając zabrałem 2 szybkostrzelne pistolety i strzelbę snajperską. Tak przygotowany ruszyłem w stronę podróżników. Po chwili, gdy odległość między nami zmalała do ok. 50 stóp zauważyłem, że ubrani są w skóry, a ze spodni zwisają im długie, mosiężne łańcuchy. Jeden z punków, sądząc po długości owych „ozdób” przywódca wystąpił do przodu:

                - Skąd wziąłeś taką zajebistą brykę,  stary? – zapytał bełkotliwym głosem, z trudem cedząc poszczególne słowa.

-          Długa historia  -  odpowiedziałem

-          Nigdzie się nam nie spieszy – ostry, piskliwy głos jednej z dziewczyn zabrzmiał jak odgłos wydawany przez zarzynanego Molerata.

Dopiero teraz zauważyłem, że wszyscy mają podkrążone, przekrwione oczy i nienaturalnie poszerzone źrenice.

-          Jetowcy, mogłem się domyślić – powiedziałem do siebie.

-          Mówiłeś coś? – punk przede mną wyciągnął z kurtki długi nóż i zaczął dłubać nim w zębach.

-          Nic, tylko, że muszę już iść. Trochę mi się śpieszy – odpowiedziałem i powoli ruszyłem w stronę samochodu.

Przez chwilę słyszałem za plecami „sceniczny” szept naradzających się punków, a następnie dźwięk odbezpieczanej broni...

Ledwo zdążyłem rzucić się na ziemią, nad moją głową świsnęły 3 albo 4 kule. Przeturlałem się za najbliższą skałę i wyjąłem pistolety. W tej chwili przeklinałem siebie, że zatrzymałem się przed nimi, gdyż wiedziałem, że albo ja, albo oni nie wyjdziemy stąd żywi.

Wykorzystując chwilę, gdy przeładowywali broń podniosłem się zza skały i biegnąc zacząłem strzelać...

Pierwsza seria trafiła w „szefa”, którego siła wystrzału odrzuciła do tyłu. Wtedy wszyscy otworzyli ogień. Biegłem w ich stronę i strzelałem modląc się, żebym nie dostał w głowę, gdyż o tułów chroniony Leather Armour Mark 2 byłem raczej spokojny. W akompaniamencie kul świszczących mi nad głową wysłałem na łono Abrahama 2 kolejnych brudów. Pozostała trójka rzuciła się do ucieczki ostrzeliwując się na ślepo. Początkowo chciałem pozwolić im uciec, ale wyobraziłem ich sobie mordujących i gwałcących w narkomańskim amoku lub na głodzie... Odrzuciłem więc pistolety, zdjąłem z pleców snajperkę, dokładnie przymierzyłem i wypaliłem.

Celowałem w plecy dziewczyny, ale trafiłem w głowę, która rozprysła się na kawałki jak dojrzały melon, który widziałem kiedyś na czarnym rynku w Den. Dwóch pozostałych spotkał podobny los. Gdy już ich „załatwiłem” pozbierałem broń i ruszyłem w stronę samochodu. Przechodząc koło „szefa” spostrzegłem, że jeszcze żyje.

                - Ty skurwielu, dlaczego mnie rozwaliłeś?! Daj mi tylko ze 3 wdechy Jetu a wstanę i urwę ci jaja!!!! – krzyczał w agonii. Nie odpowiedziałem, tylko bez zastanowienia wyciągnąłem pistolet i strzeliłem mu między oczy. Czaszka eksplodowała, a bryzgające kawałki mózgu i kości ochlapały mi spodnie...  Wsiadając do samochodu pomyślałem, że to ie fair, że tacy młodzi ludzie, prawie jeszcze dzieci muszą umierać walcząc o kolejną działkę. W Redding dowiem się, kto produkuje to gówno i złoże mu niezapowiedzianą wizytę. Włączyłem silnik i ruszyłem w stronę Redding. Pip – Boy grał własnie Yanky-Doodle...

    

 

chosen_one : :
28 czerwca 2002, 00:00
Qwa stary tez chce miec taka chora wyobraznie. jak Ty i mam nadzieje ze wydasz kiedys swe opowiadania na temat fallouta!!! , a ja zapraszam do siebie wicker84 cos Ci siem w niej spodoba obiecuje !!! :)
Fehrianka
28 maja 2002, 00:00
poza tym nadrabiam też urodą, inteligencją, talentem muzycznym, pisarskim i wieloma innymi atutami, większości których ty nigdy nie poznasz:P a opinie (pozytywną:P) o opowiadaniu znasz:P
Chosen
26 maja 2002, 00:00
Kurde sorki za te komentarze, były dla mojej niezbyt bystrej(ale nadrabiajacej to aparycją :) kumpeli i zapomniałem usunąć :)
Gódka
26 maja 2002, 00:00
Nie wiem czy wziąłeś te tekst z jakiegos komiksu czy też jest to owoc twojej wyobrażni i weny twórczej.w każdym bądź razie jest zaaajebisty.Czekam na następne części. Pozdrowionka:)
Chosen
26 maja 2002, 00:00
Dzięki Gódka!(hehe miło mi sie Twój nick kojarzy:) To jest owoc mojej chorej wyobraźni, ale do napisania tego zainspirowała mnie zajebista gierka czyli Fallout (1 i 2). C.D.N.N (ciag dalszy napewno nastąpi :)) Pozdrawiam

Dodaj komentarz